środa, 2 listopada 2011

Konkurs z Piotrem Wojaszem i wydawnictwem Videograf II

Zapraszam do udziału w naszym kolejnym konkursie, promującym książki polskich autorów. 
Tym razem do zdobycia jest świetna (tak, potwierdzam, bo jestem w trakcie lektury) książka Piotra Wojasza, zatytułowana "Niebieski ptak".

Na stronie wydawcy czytamy:

"Niebieski ptak" to pełne pikanterii i rubasznego humoru wspomnienia cinkciarza, po mistrzowsku oddające absurdy peerelowskiej rzeczywistości lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Niepozbawiona sentymentu podróż autora w przeszłość jest przesycona gęstą atmosferą hotelowych barów, podejrzanych biznesów prowadzonych na obrzeżach prawa, szybkich romansów. Mnóstwo tu opisów miłosnych podbojów i nocnego życia w luksusowych kurortach tamtych lat, przez co powieść nawiązuje klimatem do kultowych filmów współczesnego polskiego kina, np. "Wielki Szu" czy "Sztos".

Tak więc, jesli chcecie poczuć klimat tamtych czasów, powinniście wziąć udział w naszym konkursie. Należy  wypowiedzieć się na taki oto temat:

"Z czym kojarzą ci się lata opisywane przez autora książki? Opisz jedno ze wspomnień własnych, albo jedną z zasłyszanych opowieści".

Na Wasze odpowiedzi czekamy do przyszłej soboty, czyli do 12 listopada do godziny 20.

Do wygrania są dwa egzemplarze "Niebieskiego ptaka" ufundowane przez wydawnictwo Videograf II.

ZAPRASZAMY:)

10 komentarzy:

  1. PRL-był straszny i często śmieszny.Obrączki na kartki,garnitur w sklepach dla nowożeńców,kredyt dla młodych małżeństw bez pokrycia w towarze.Nic nie można było na niego dostać,mimo społecznych list i zapisów.Po meble czy inne dobra stało się w kolejkach tygodniami.Fucha "babci"kolejkowej była niezłą fuchą.Pieluchy i wyprawka na kartę ciążową.Książeczki mieszkaniowe,które po rewaloryzacji nie miały żadnej wartości/do radioodbiornika musiałam dopłacać/Najczulej jednak wspominam nasze państwo w dbałości o "naturalny wygląda"swoich kobiet.W drogeriach i sklepach kosmetycznych zaopatrzenie nędzne.Z farb do włosów Biondella,po której zostawały łyse placki na głowach.My,kobiety zawsze chciałyśmy być piękne i zadbane.Dlatego pomysły miałyśmy jak z kosmosu.Na przykład w NRD była pasta do butów w tubce.Jak się nią pomalowało rzęsy to..dzisiejsze Mascary niech się chowają.Wodoodporna.Rzęsy jak firany-kurcze-cudo na rzęsach nie na butach!.Pewnego dnia ja z koleżanką postanowiłyśmy zrobić się na bóstwo/Mając dostęp do Pyoktaniny i nocny dyżur przed sobą postanowiłyśmy zadbać o włosy.Zrobimy płukankę i przyciemnimy nieco włosy.Pyoktanina do michy,do roztworu włosy na kilka chwil i..W lustrze zamiast swoich blond włosów zobaczyłam granatowy wiecheć.Pacjenci śmieli się w kułak/po cichu chyba nie komentowali ze strachu!/Wszyscy na oddziale mało nie padli widząc mnie w granatach.no,a do domu jechałam w czapce na głowie nasuniętej głęboko na oczy w lipcu!Ubaw po pachy,ale przeżycie na całe życie.
    jolunia559@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Lata 80. to lata mojego dzieciństwa. Mimo pewnych absurdów związanych z tamtymi czasami, wspominam je jako barwne, gdyż jako dziecko inaczej postrzegałam ówczesną rzeczywistość, niż postrzegałabym ją teraz, jako osoba dorosła.
    W pamięci została mi konieczność stania w kolejkach, żeby móc coś kupić. Moja mama często „wstawiała” mnie do kolejki, żebym ją zajęła, a sama biegła do innego sklepu, w którym akurat coś „rzucili”. Zazwyczaj trzeba było długo stać w tej kolejce, zanim coś można było kupić. Jednak dla mnie nie było to uciążliwe. Czułam się wtedy „ważna” z tego powodu, że powierzono mi tak odpowiedzialne zadanie.
    Bywało też i tak, że stałam z mamą w jednej kolejce, ponieważ ilość produktów na osobę była ograniczona. Jakże czułam się wtedy dumna, że mogę sama, jak osoba dorosła (tak to wówczas odczuwałam) powiedzieć: „Poproszę o…”.
    W sklepach oczywiście wielu rzeczy nie było, nie było takiego wyboru, jak teraz. Stąd np. pomarańcze zawsze będą mi się kojarzyć ze świętami Bożego Narodzenia, gdyż właśnie wtedy owoce te pojawiały się w moim domu. Podobnie czekolada była wielkim rarytasem.
    Mimo braku wielu rzeczy (mam tu na myśli nie tylko brak produktów w sklepach, ale też i to, że moją rodzinę nie na wszystko było stać, nie na wiele mogliśmy sobie pozwolić), nie odczuwałam tego jakoś szczególnie dotkliwie. Dla mnie ważne było to, że mam rodzinę, która o mnie dba i zapewnia mi to, co najważniejsze. Dlatego wspomniałam, że tamte czasy wspominam jako barwne i ciekawe. Nawet znak tamtych czasów – kartki żywnościowe (a właściwie pozostałe po ich wykorzystaniu bloczki) potrafiłam wykorzystać do zabawy w sklep :)
    Dlatego też chętnie sięgam do książek i filmów, opowiadających o tamtych czasach, bo to przecież czasy mojego dzieciństwa, które wspominam mile.

    Dorota P.
    april.dp1@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tamtych lat nie pamiętam nic - za młody jestem. Jednakże rodzice mi dużo opowiadali i jedną z takich historii chciałbym się podzielić. Mianowicie tego dnia "rzucili" dywany do sklepu. Mama razem z paroma koleżankami poszła popatrzeć a może jak by się udało to i kupić. Ja jeszcze wtedy wędrowałem na rękach mojej mamy, więc zgodnie z tym co było przyjęte weszła bez kolejki i oczywiście wyszła z zakupem. Wtedy zostałem przekazany koleżance i potem następnej i właśnie tak na jedno dziecko zakupy zrobiła cała grupka osób.
    Tak naprawdę film Miś czy twórczość kabaretu Tey lub inne filmy i publikacje uświadamiają mnie czego nie pamiętam bo byłem za młody. A chętnie o tym się dowiaduję.

    Pozdrawiam.
    Rafał P.
    alien1812@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tak krótko :)
    Z PRL-em kojarzy mi się piosenki : Anna Jantar "Najtrudniejszy pierwszy krok" i Krzysztof Klenczon "Biały krzyż" ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyszłam na świat na początku lat 80-tych. Dla mnie były to więc piękne czasy, jakby na to nie patrzeć. Wzrokiem sięgałam niezbyt wysoko i daleko, ale "pamiętam wszystkimi zmysłami" -smak, zapach, ścieżkę dźwiękową, obraz. W smaku są trochę jak bobo fruty, wata cukrowa, a trochę jak oranżada w woreczku i vibovit wyjadany palcem. I banany, którymi częstował nas "światowy" sąsiad po powrotach z delegacji (na przeciwnym biegunie do sąsiada od bananów mieszkało przyjezdne małżeństwo, które w całym bloku okrzyknięto "badylarzami" i do dziś to magiczne słowo się za nimi ciągnie). W latach 80-tych pachniało tanimi perfumami i szarym mydłem. Jako soundtrack brzmiał Przemysław Gintrowski z jego twardym songiem "Zmienników", śpiewał, że coś być musi do cholery za zakrętem, a ja mając kilka lat, miałam dreszcze. Na wspomnienie tamtych lat przed oczami stają mi... dzieciaki, które grają w kapsle i zbierają puszki, bazarowe koszule i niemodne fryzury, fiaty i polonezy. A skoro o samochodach mowa... Posiadanie własnego poloneza było czymś, nie wiem czym, ale czymś musiało być, skoro jak przez skórę czuły to już małe dzieci. Mój młodszy brat, w wieku lat 5, gdy jego koleżanka z przedszkola podbiegła do nas na podwórku i ciągnąc go za rękę w kierunku wózka z braciszkiem, podekscytowana szczebiotała: "Chodź, chodź zobaczysz mojego malucha". Mój brat męskim, niewzruszonym głosem odparł: "Malucha mam oglądać? Eee tam. My mamy poloneza."

    Pozdrawiam,
    Małgorzata M.
    dostojewska83@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Jako że nie pamiętam wspomnianych lat, a znam je jedynie z opowieści, filmów i książek, moja opowiastka będzie się opierała na tychże właśnie źródłach. Jak wiadomo PRL rządził się swoimi prawami, miał też swój niepowtarzalny urok i odznaczył się całą rzeszą absurdów... Nim wspomnę o jednym z nich, przybliżę, jak to się stało, że wzbudził on moje zainteresowanie… Któregoś dnia wybrałam się na zakupy do centrum miasta. Muszę przyznać, iż zajęcie zapowiadające się na przyjemne, okazało się być czymś zupełnie odwrotnym. Większość ekspedientów była aż nadto nieuprzejma, nieskora do pomocy i natarczywa w oferowaniu towarów, które kompletnie nie wzbudzały mojego zainteresowania. W jednym ze sklepów doprowadzono mnie już do kresu wytrzymałości i syknęłam wtedy w gniewie, że szkoda iż nie istnieje coś takiego jak książka skarg, bo właściwie, gdzie tu dać upust swojemu niezadowoleniu z obsługi…? Wówczas mój towarzysz nadmienił, iż kiedyś istniały takie właśnie księgi skarg i zażaleń. Wróciwszy do domu z zaciekawieniem zaczęłam wertować dostępne mi źródła by zgłębić temat. Zaczytałam się na całego. Nieudane zakupy już dawno odeszły w niepamięć, a wpisy z owej peerelowskiej księgi co rusz przywoływały uśmiech. Trzeba wszak przyznać, iż dawna klientela niejednokrotnie miała rację pisząc np. że biały ser ekspedientka podaje palcami i trzeba to zmienić, albo, że kolejka jest długa na całą ulicę, a sprzedawczynie piją herbatę na zapleczu. Jednak najlepsze (najbardziej niedorzeczne) były odpowiedzi rzeczonych sprzedawczyń: ‘Osobiście utrzymuję, że nie ma innej możliwości jak podanie sera palcem’, albo ‘Kolejka była długa, bo rzucono niezwykle wartościowe towary (olej, cukier). Herbata na zapleczu -KŁAMSTWO! Wszystkie pracownice sprzedawały w pocie czoła, Halinka nawet zasłabła i żaden klient nie pomógł!’. Moim zdaniem skarga nad skargami tejże księgi zażaleń, to wpis pana Sławomira: ‘Przechodząc obok sklepu, własnym oczom nie wierzyłem - na wystawie zobaczyłem różne sery żółte, radość moja była krótka, gdyż w sklepie nie chciano mi ich sprzedać. Cóż to za zwyczaje –reklamować towar, którego się nie sprzedaje?! Proszę o szybkie wyjaśnienie’. Odpowiedź kierownika sklepu: ‘ Panie S. sklep nasz bierze udział w konkursie. Z tego powodu zrobiono wystawę konkursową na której to umieściliśmy atrapy towarów. Proponuję na drugi raz lepiej przyjrzeć się ekspozycji. Niestety serów od dawna brak w sprzedaży’.
    I na tym zakończę moją listę zażaleń. A swoją drogą, to księga ta nie wprowadziła jakiejś rewolucji i pewnie dzisiaj też wiele by nie zmieniła, więc chyba lepiej będzie jak pozostanie ona jedynie w sferze wspomnień o absurdach okresu PRL…

    (Przykładowe zażalenia oraz odpowiedzi ekspedientek, są inspirowane prawdziwymi skargami, ale napisane w sposób samodzielny)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje wspomnienia z PRL-u bywają ułamkowe, wyrywkowe, bo lata 8o-te to czas, kiedy chodziłam do szkoły podstawowej. Pamiętam więc maszerowanie dzielne przez miasto i machanie bibułowymi gałązkami jabłoni w czasie pochodu 1-majowego, 2 kilo zielonych pomarańczy dojrzewających w szafie z ubraniami kupionych przez mamę jakoś po znajomości, rarytasowe bobofruty spod lady i kolejki u cioci nad morzem po papier toaletowy. Te wspomnienia są dość standardowe. Z opowieści rodziców późniejszych - stan wojenny, którego ja specjalnie nie doświadczyłam, ale rodzice tak: "ojciec tej dziewczyny, której mówisz 'cześć' przesłuchiwał mnie 13 grudnia" (wspomnienie po latach, bez żalu właściwie). Dziecko miało łatwiej, mimo że kolorowe zeszyty pojawiły się dopiero w latach 90-tych, a pachnącą gumkę... koleżanka zjadła.
    Ale ten czas też był niezwykły - pamiętam kilka wielodniowych wypraw z rodzicami i zaprzyjaźnionymi rodzinami starym żukiem w wakacje w Góry Świętokrzyskie, w Bieszczady (ach, obudzić się rano w namiocie i poczuć, że się jest na wyspie, bo wokół woda!; drałować do sklepu po chleb, który wedle miejscowego jest kilometr "z hakiem", a hak to chyba miał 2 kilometry co najmniej; pójść na dyskotekę z "miejscowymi" - wiejską, prawdziwą). Dziś takie wyprawy, gdy tyle osób znajdzie czas, by po prostu pobyć gdzieś na zboczu góry, w namiocie, bez baru i restauracji opodal, z kuchenką turystyczną i kotletami w słoikach specjalnie wekowanymi, z tą atmosferą niepowtarzalną, gdy przychodził gospodarz z rodziną, u którego pod lasem na łące się rozbijało namiot... wydają mi się niemożliwe do realizacji.
    Wole taki PRL pamiętać:)
    jusola@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiele moich wspomnień z okresu PRL ma kolejkowe tło, gdyż tam spędzałam z mamą i babcią większość czasu: nieobce mi były emocje "starczy, nie starczy?", gdy w kilkunastu zakrętasach stałyśmy po kostkę żółtego sera, były też niekiedy łzy, gdy osoba tuż przede mną zabierała ostatni kilogram zielonych, kubańskich pomarańczy... Ale miałam też swoją chwilę tryumfu i chwały :) Otóż pewnej wietrznej, jesiennej niedzieli przechodziłyśmy z mamą przez niemal puste miasto i zauważyłyśmy, że w drzwiach pobliskiego sklepu papierniczego stoi właściciel z ogromnym, papierowym workiem. Okazało się, że to dostawa nader poszukiwanego dobra - papieru toaletowego!!! Mało tego! Sklepikarz był gotów sprzedać nam po 10 rolek na głowę (normalnie można było liczyć najwyżej na dwie), więc jako kilkuletni brzdąc miałam wrażenie, że oto właśnie doświadczam cudu! Wszystkie te rolki zostały elegancko nanizane na konopny sznurek i takie oto korale z dumą przyodziałam na szyję i ruszyłyśmy z mamą dalej. Och, cóż to był za spacer!!! Wszyscy idący z przeciwka rzucali się w naszym kierunku z pytaniem "Ach, gdzie Panie kupiły...?", po czym rzucali się biegiem we wskazaną stronę, a ja kroczyłam podobno dumna jak paw okutana kilkoma sznurami kryzysowych korali łopoczących na wietrze. Dzisiejsze zakupy papieru toaletowego nie sprawiają mi już - jak można się domyślić - tak wielkiej radości i satysfakcji, ale kiedy opowiadam dzieciom tę historię i widzę ich oczy jak spodki i słyszę komentarz "mamo, Ty to masz wspomnienia...", to pękam ze śmiechu.

    justynapp@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Jedno? Jedno wspomnienie?! To były czasy...Szare, smutne i pełne ograniczeń, ale to czasy mojego dzieciństwa. Ostatnio (czy to starość?) coraz częściej je wspominam. Porównuję siebie z tamtych lat i obecne dzieci oraz podlotki. Niewiarygodne, jak się zmieniły gusta, możliwości, umiejętność cieszenia się z małych rzeczy... Dla mnie szczytem marzeń były Donaldy i Turbówki- cudowne gumy z obrazkami w środku. Czekolada- czekoladopodobna. Teleranek, Pan Tik-Tak, piosenki Fasolek i soczek w folii. Niewiele mieliśmy, ale nie było nam dużo trzeba, żeby poczuć się szczęśliwymi...Problemy dorosłych, polityka- to nie był nasz świat. Ale i do mnie czasem dochodziły echa PRL-u.
    Wspomnienie mojej mamy: kiedy chodziłam do szkoły (kilka kilometrów), po drodze mijałam sklep. Jeden, bo nie było ich wtedy wiele na wsi.Jako mały,ale sprytny dzieciak, potrafiłam podobno mijając kolejkę do owego przybytku, zadać najbliższej osobie pytanie "co rzucili?". Potem zajmowałam miejsce, szłam do domu i mówiłam rodzicom, a oni szybko pędzili w kolejkę.

    OdpowiedzUsuń