Witamy w Nowym Roku i rozpoczynamy kolejny konkurs z książką polskiej autorki.
Tym razem do wygrania są trzy egzemplarze książki Iwony Małgorzaty Żytkowiak, zatytułowanej "Tonia".
Z dedykacjami dla Zwycięzców:)
Aby powalczyć o tę powieść, należy wypowiedzieć się w poniższej kwestii:
Czy istnieje granica, której autor czerpiąc z autentycznych osób, zdarzeń, miejsc, przekroczyć nie może? Czy istotnie, by uchronić się przed prawnymi konsekwencjami wystarcza zamieścić wpis: "Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa..."?
Na Wasze wypowiedzi czekamy do soboty, 7 stycznia, do godziny 20.
POWODZENIA:)
Autor opisuje rzeczywistosc po swojemu,przy pomocy swojego warsztatu.Podpiera sie wydarzeniami,faktami i realnymi osobami,tworzac swoja wlasna historie. Widzi ja na swoj sposob,odbiera i przekazuje,czesto nie bedac przy tym obiektywnym. Jesli nie ma obiektywizmu i wiernego przedstawienia rzeczywistosci,mamy do czynienia z fikcja.
OdpowiedzUsuńDlatego tez jestem sklonna twierdzic,ze taka granica nie istnieje. Autor jedynie czerpie inspiracje z wydarzen,ale to,w jaki sposob opowiada historie,zalezy i nalezy tylko od i do niego i staje sie jego historia. Wlasna a wiec taka,do ktorej ma prawo.
To chyba zależy od charakteru pisarza i tego, czy zrobi wszystko, by napisać dobrą [czasem w swoim mniemaniu] powieść; przykładem mogą być różnej maści pamiętniki i dzienniki - autorzy nie piszą całej prawdy, omijają "bolesne" fragmenty, żeby broń Boże nie narazić się znajomym.
OdpowiedzUsuńMnie strasznie kusi, żeby pisać o mojej "kochanej" teściowej, ale z nią mieszkam i wyrzuci mnie z domu...:D
A czy można w ogóle się od tego powstrzymać? Autorzy bardzo często niezależnie, zazwyczaj nieświadomie pisząc utwór zamieszczają w nim swoje przeżycia, a także znajomości. Podobnie jak w życiu.Nikt nie patrzy na świat absolutnie czystym wzorkiem, lecz przez pryzmat przeżyć, doświadczeń, przez ukształtowaną osobowość.
OdpowiedzUsuńTak i w powieściach autorzy przekazują nam cząstkę siebie i swojego życia.
Napiszę to dzisiaj po raz drugi: zły, zły relatywizm!
OdpowiedzUsuńNależałoby początkowo rozważyć, z koncepcją jakiej pracy mamy do czynienia - ze sztuką, czy może publikacją użytkową, pustym pitu pitu dla licealnych mas (przyjmuję, że sztuka jest celem samym w sobie, cała reszta - marnym półśrodkiem).
Dla sztuki nie ma granic. Ot i co. Nic nie może, a przynajmniej nie powinno jej powstrzymać. Natomiast użytkowość pewnych powiastek oraz sama ich marność sugerują, że nie są one godne pewnych poświęceń (zranienia słabej jednostki czy czegokolwiek innego).
Oczywiście można by tutaj powoływać się na moralność - ale kto z nas jej używa...
Na prawie się nie znam - a chyba powinnam.
Pomysł na bloga naprawdę świetny!
Moim zdaniem autor, opierając swoją powieść na prawdziwych wydarzeniach, powinien wprowadzić choćby niewielkie zmiany. Choćby w wyglądzie czy charakterze postaci. Osoby będące pierwowzorami i tak na pewno się rozpoznają, ale ich znajomi czytający powieść nie muszą.
OdpowiedzUsuńPodobnie wydarzenia: "podobieństwo przypadkowe" nie usprawiedliwia "zżynania" z ludzkich tragedii bez ich zgody. Pisząc np. o ciężkiej sytuacji rodzinnej, w dobrym guście byłoby zapytać osobę, na której się wzorujemy, o zgodę na wykorzystanie "pomysłu"
Pisanie o autentycznych osobach czy zdarzeniach jest kontrowersyjne, jeśli nie niebezpieczne. Dlaczego niebezpieczne? No cóż… Konsekwencje prawne to jedna sprawa. I mało istotne jest, że zapis „Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa…” powinna od nich uchronić autora. I zapewne chroni, chociaż nie mam odpowiedniej wiedzy, by stwierdzić to z całą pewnością. Myślę, że w tej kwestii duże znaczenie ma fakt, że chociaż autor czerpie z prawdziwego życia, to jednak najczęściej nie przedstawia rzeczywistości z kronikarską dokładnością, coś modyfikuje – bo nie pasuje mu do koncepcji, coś koloryzuje, by brzmiało lepiej. Wychodząc z takiego założenia, autentyczna sytuacja przekształca się, choćby odrobinę, nie tylko poprzez zmianę nazwisk jej uczestników, ale też poprzez pewne poprawki naniesione przez autora. Można więc stwierdzić, że chociaż osoby, o których pisarz opowiada, widzą swoją historię, o tyle bardzo trudno byłoby im udowodnić, że jej opublikowanie jest pogwałceniem ich praw.
OdpowiedzUsuńZ powyższych rozważań wynikałoby, że bez strachu można pisać o autentycznych osobach i zdarzeniach. I zapewne wielu pisarzy tak właśnie postępuje, ale czy jest to właściwe? Czy słuszne?
A co z aspektem moralnym? Odpowiedzialnością? Konsekwencjami, nie prawnymi, ale ogólnoludzkimi? To właśnie takie rozważania są według mnie właściwym tłem do nakreślenia punktu, poza który żaden pisarz nie powinien się posuwać. Tak łatwo można kogoś skrzywdzić przedstawiając światu jego historię. Tak cienka jest granica między ujawnieniem prawdy a oczernieniem, przecież nawet najdokładniejszy „kronikarz” nie zna wszystkich powodów, motywów, uczuć towarzyszących człowiekowi w podejmowaniu wyborów życiowych. „Obserwator” widzi tylko ich skutki. Często ocenia – chociaż nie znając wszystkich „stron medalu” nie powinien tego robić! Nie można więc całkiem sprawiedliwie przedstawić historii życia innych osób, to po prostu niewykonalne! W związku z tym, że jest to niemożliwe, czy słuszne jest chociażby próbowanie? Jestem przekonana, że nie.
Myślę, że właśnie moralność jest, a przynajmniej powinna być, granicą – nieprzekraczalną granicą. I jest tylko jeden, według mnie, czynnik, który obala moją teorię… A jeśli ktoś nie dysponuje współczuciem, ludzkimi odruchami, jeśli jest pozbawiony moralności? Dla takiego człowieka chyba nie ma żadnych granic!
Po cichu jednak liczę na to, że ludzi pozbawionych elementarnych i jakże pożądanych cech charakteru jednak nie znajdzie się zbyt wielu. Może jestem naiwna, ale wierzę, że większość pisarzy ma na uwadze ludzkie uczucia i nie przekracza postawionych sobie, podyktowanych przyzwoitością, ograniczeń.
Podsumowując: Według mnie granica musi istnieć! Jeśli uznamy, że jest nią moralność, rzecz z gruntu bardzo indywidualna, rodzi się niestety wiele wątpliwości. Każdy człowiek bowiem posiada inne jej ramy. Cóż więc pozostaje? Nadzieja, że wszyscy, którzy chwytają za „pióro” będą mieć na uwadze dobro nie tylko własne, ale także opisywanych osób. I że dla swojej prywatnej przyjemności czy korzyści nie skrzywdzą nikogo innego.
Pozdrawiam,
Urszula (megii24)
Nie zapominajmy, że literatura to świat marzeń, fantazji, fikcja. Tak jak filmy. Możemy różnie interpretować co autor miał na myśli, jednak nawet czerpiąc z autentycznych wydarzeń, dramatów, wojen, konfliktów, przeżyć, kształtuje on je zgodnie ze swoją wolą, ubarwia, przekręca, zmienia tak by pasowało do prozy. No chyba że ktoś pisze książkę biograficzną czy pracę naukową, wtedy trzeba bardzo uważać i być szalenie sprawiedliwym i dokładnym. Bo inaczej wyjdzie kolejna skandaliczna biografia Lecha Wałęsy czy innej słynnej osoby, za którą będzie po prostu wstyd. Najważniejsze - umiar i dokładność, a wszyscy wyjdą z tego cało!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Anna
gmvictrix80@gmail.com
Pamięć ludzka jest bardzo ulotna.Życie natomiast jest tak zagmatwane i ciekawe,że warte zachowania dla potomnych.Gdyby nie pisarze ,przysłowiowy "pies z kulawą nogą" o nich by nie słyszał.Wplatanie autentycznych postaci i wydarzeń do treści książek jest jak najbardziej wskazane i chyba oczekiwane przez czytelników.Formułka zaś,że fikcja itd.wskazana lecz moim zdaniem nie konieczna.Co innego ,gdy pise się biografię,a sam zainteresowany jest osobą żywą i żywotną.Wtedy oczywiście wskazana jest autoryzacja,po to by nie skrzywdzić nikogo i samemu nie czuć się skrzywdzonym.Literatura moim zdaniem jest ze sztuk.Bardzo zróżnicowana,zmieniająca nasze podejście do wielu spraw.Jednak bez mieszania fikcji z prawdą nie osiągnęłaby tego
OdpowiedzUsuńjolunia559@wp.pl
Odpowiedź na to pytanie powinna być twierdząca, ale coraz częściej zdaje się to tylko pobożnym życzeniem, a owa granica znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Zaciera się bariera dzieląca fantazję i rzeczywistość, a oklepana już informacja „Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa…” coraz częściej widnieje na początkowych stronach książek, działając na mnie jak czerwona płachta na byka. Tak, jest to zapis niewątpliwie kontrowersyjny i całkowicie dla mnie niewytłumaczalny.
OdpowiedzUsuńRozumiem wszystko - gorszy dzień, brak weny, nawet złą pogodę, ale nie pojmuję jak można zżynać autentyczną historię ludzi i twierdzić, że się ją wymyśliło, usprawiedliwiając się przy tym takim wpisem jak powyżej. Doprawdy nie rozumiem, bo sama też próbuję pisać, jednak robię co w mojej mocy, by postacie, czy całe historie, które opowiadam, były moje. Zrodzone w głowie, a nie skopiowane z zasłyszanej historyjki, czy zdarzeń mających miejsce na moich oczach. Przecież pisać, to znaczy tworzyć swój świat, pełen tych wszystkich doświadczeń, emocji, wizji skrytych w sercu i umyśle pisarza. W końcu na tym polega kreatywność i natchnienie, które raz są, a innym razem ich brak. Jednak, to nie powód by iść na łatwiznę, o nie.
Toteż jeśli już autor czerpie z autentycznych wydarzeń, niech robi to tak, by opowiedziana historia była wytworem jego wyobraźni z domieszką rzeczywistości, a nie jej kalką, bo przecież nie o to tu chodzi. Miejscem na pełen realizm są biografie i tylko w nich, życie, takie jakie jest, ma swoje zastosowanie. W pozostałych przypadkach powinno wystarczyć umiejętne pióro pisarza oraz przyjaciółka zwana weną.
Pozdrawiam;*
S.
Od zawsze chyba wiadomo, że prawdziwe życie jest o wiele bardziej barwne, interesujące, a niekiedy nawet bardziej zadziwiające od fikcji. Nic więc dziwnego, że prawdziwe zdarzenia są też niewyczerpanym źródłem inspiracji dla twórców, a wyobraźnia czytelników i tak przetwarza je po swojemu. Jedyną według mnie granicą, jakiej autor czerpiąc z autentycznych osób, zdarzeń, miejsc, przekroczyć nie może, jest granica dobrego smaku. Kiedy ją przekracza, żadne formułki nie uratują, najczęściej zresztą wątpliwej jakości literackiej "dzieła". Z taką sytuacją borykał się ostatnio polski sąd i polscy czytelnicy - zapewne, gdyby nie kryptoreklama, jakoby pierwowzorem bohaterki była aktorka i celebrytka często goszczącą na łamach tabloidów, nikt powieści zatytułowanej "Nocnik" by nie przeczytał. Niezależnie od twierdzeń autora, że zbieżność osób i nazwisk przypadkowa, niezależnie od tego, co w końcu orzekł sąd, to zawartość nocnika została wylana prosto na czytelników, a granice dobrego smaku zostały przekroczone po wielokroć...
OdpowiedzUsuńJustyna
justynapp@poczta.onet.pl
Mi się wydaję, że trudno jest się uchronić przed przenoszeniem rzeczywistości do fikcji literackiej. Chyba każdy pisarz, tworząc swoją powieść, bazuje na tym, co zna. Mogą to być postacie, może to być miejsce, cokolwiek, ale jakaś część świata, która go otacza, przenoszona jest do świata książki.
OdpowiedzUsuńNie sądzę, by to było złe. To, z czym się stykamy, jest tym, co nas w pewien sposób tworzy, tak też jest w przypadku książek. Nie sposób jest się przed tym obronić, bo nawet gdy z założenia tworzy się postacie fikcyjne, to przy późniejszym na nich spojrzeniu dostrzec można, że posiadają w sobie cechy ludzi, których znamy. I przed tym się nie ucieknie.
Granica powinna istnieć tylko w jednym wypadku - jeśli chcemy opisać czyjąś historię, która autentycznie się wydarzyła. Wtedy fikcja wcale nie jest fikcją, a czyimś życiem, realnym, prawdziwym, namacalnym. Osoba ta może poczuć się urażona, że na jej tragedii pisarz chce zarobić. Ta granica jednak jest cienka i często przekraczana. Z założenia książki są wymysłem. Z założenia też świat literacki to bujna wyobraźnia pisarza. Nie powinna być ograniczona żadnymi ramami. Niczym. Bo czasami przecież może zdarzyć się tak, że wymyślona historia(autor faktycznie myśli, że się nie wydarzyła) mogła mieć miejsce. I co wtedy? Oskarżamy o plagiat własnego życia? Bez sensu. Czy proza musi mieć określone bariery? Nie. Ona żyje. Sama w sobie. A autor jest jedynie jej nośnikiem.